Best Pocket Zelda?
: 12 września 11, 16:43
Chciałbym, abyśmy nieco przedyskutwali pare spraw (przy okazji bardziej wymieniając się gustami i poznając się może z nieco innych stron) związanych z "przenośnymi" zeldami. Tak, ten temat, który dojrzewał w mojej głowie już od dłuższego czasu, służy tylko zeldom, które towarzyszą/towarzyszyły naszym kieszeniom. Która z cześci jest wg was najlepsza? No i dlaczego? A może nie grałeś w żadną, bo to crapy? Podziel się wrażeniami.
Na nasze kieszonkowe konsolki powstało naprawdę sporo części. Pierwszą była Link's Awakening na GB, później przeportowana i przekolorowana na GBC. Szczerze powiedziawszy, to wersja DX była moją pierwszą stycznością z serią. Już wtedy bardzo mi się spodobała, jednakże byłem po prostu zbyt głupi, żeby ją wtedy ukończyć. Kiedy w końcu, ostatnio po latach, udało mi się, ta część wskoczyła na bardzo wysokie miejsce w ogólnym rankingu.
Oracle of Seasons & Oracle of Ages to kolejna próba sił na przenośki, w sumie nic dziwnego po bardzo udanym LA. Autorzy chyba nieco zainspirowali się pokemonami, bo obie części świetnie się uzupełniają. Manupulacja porami roku i epokami czasowymi wypadła świetnie. Dodatkowo chyba warto wspomnieć o jednej rzeczy - nie ma sensu grać TYLKO jedną z tych części. Tracimy wtedy całą przyjemność. Sam osobiście uważam, że Oracle of Ages wypadło lepiej. Jakoś tak bardziej... zeldowo .
LA, OoS, OoA - te części chciałbym zobaczyć na dużych konsolach, jednak to nie one są wg mnie najlepsze. W takim razie które?
Przyszła era GBA, to i przyszła kolejna zelda. Ale Four Swords chyba pominę. Niedużo w to grałem, ale nie przypadła mi do gustu ze względu na swój wymuszony multiplayer. Taka wspólna rozgrywka z kumplami/kumpelami to nie jest zły pomysł, zwłaszcza w takiej serii, ale nie kiedy jest to jedyna opcja gry. Haterz gonna haet.
Minish Cap było moim drugim kontaktem z serią. Tym razem o wiele bardziej udanym. Udało mi się daleko dojść bez żadnych pomocy (chociaż i tak do wielu rzeczy byłem za głupi), a później pojawił się internet... i tak dalej poszło (przy okazji odnajdując ZC ) . Ta gra naprawdę mnie wciagnęła - swego czasu zagrywałem się w to i tylko w to. Najpierw na emulatorze, jeszcze pamiętam jak chodziło się do kumpla, albo on do mnie i rozkminialiśmy co i jak zrobić (ech podstawówka), później przy odrobinie szcześcia wyrwałem GBA, a jeszcze później oryginalną MC... Może i nie grałem w to dniami i nocami, ale... naprawdę dużo. Przeszedłem ją mnóstwo razy, zaczynałem jeszcze więcej, udało mi się nawet wykończyć ją na całkowite 100% (to był powah). Ale to wciąż nie jest ta "najlepsza".
Następnym powrotem do legendy było Phantom Hourglass, czyli pierwsza próba sił na dwuekranym potworze \o/.. Po samych zwiastunach wiedziałem, że "wsiąknę na dłużej" . Okazało się, że wsiąkłem na JESZCZE dłużej! Pierwszy raz NDS aż tak mnie wessało. Pierwszy raz pojawiła się gra nad szkołą. Po prostu od tej części otrzymałem wszystko to czego chciałem. Wtedy ciągle marzyłem o WW, a PH dało mi jego pewną część. Pływanie po oceanie, eksploracja nowych wysp i dungeonów, łowienie skarbów, ryb, ciągłe powroty do jednej ze świątyń, "zabawa" z czasem, ponowny multiplayer. Ciągle byłem czymś zaskakiwany, ciągle chciałem i więcej i więcej i dłużej i więcej. Wtedy właśnie tą część oceniałem jako najlepszą, i w sumie po upływie czasu wciaż ją za taką uważam. Jaka grę uznajemy za najlepszą? Czy powód "bo mnie wessało bez opamiętania" to zły powód? Czego więcej można od gry oczekiwać? Jeżeli wsysa, to oznacza, że się podoba, a jak się podoba, to oznacza, że wsysa, a jak wsysa to oznacza, że gramy, a w złe gry przecież nie gramy. Ostatnio nawet zastanawiałem się nad zakupem oryginału, bo wcześniej grałem na programatorze. I myślę, niedługim czasie ja kupię, nawet i tylko po to, żeby stała sobie na półeczce i zbierała kurz.
A co ze Spirit Tracks? Nudne i powolne jeżdzenie pociagiem, dziwna fabuła, dziwne wszystko... To co zasługiwało na pochwałę to dungeony, poziom puzzli naprawdę drastycznie podskoczył do góry i mimo wszystko, pewien powiew świeżości... Który doceniam dopiero teraz po latach. Gra jest naprawdę dobra. Nawet wstyd mi się robi, że przeszedłem tę cześć tylko po to aby już przejść i mieć ją z głowy. Nie miałem dużo z niej przyjemności. Mam nadzieję, że powrócę do niej, tym razem wykonując ją na 100%, ale niestety matura jest pierwsza w kolejce...
Z niecierpliwością czekam na wasze wypowiedzi. Nie musicie przedstawiać całej biografii tak jak ja to zrobiłem, chciałem jedynie... "zrozumienia".
Na nasze kieszonkowe konsolki powstało naprawdę sporo części. Pierwszą była Link's Awakening na GB, później przeportowana i przekolorowana na GBC. Szczerze powiedziawszy, to wersja DX była moją pierwszą stycznością z serią. Już wtedy bardzo mi się spodobała, jednakże byłem po prostu zbyt głupi, żeby ją wtedy ukończyć. Kiedy w końcu, ostatnio po latach, udało mi się, ta część wskoczyła na bardzo wysokie miejsce w ogólnym rankingu.
Oracle of Seasons & Oracle of Ages to kolejna próba sił na przenośki, w sumie nic dziwnego po bardzo udanym LA. Autorzy chyba nieco zainspirowali się pokemonami, bo obie części świetnie się uzupełniają. Manupulacja porami roku i epokami czasowymi wypadła świetnie. Dodatkowo chyba warto wspomnieć o jednej rzeczy - nie ma sensu grać TYLKO jedną z tych części. Tracimy wtedy całą przyjemność. Sam osobiście uważam, że Oracle of Ages wypadło lepiej. Jakoś tak bardziej... zeldowo .
LA, OoS, OoA - te części chciałbym zobaczyć na dużych konsolach, jednak to nie one są wg mnie najlepsze. W takim razie które?
Przyszła era GBA, to i przyszła kolejna zelda. Ale Four Swords chyba pominę. Niedużo w to grałem, ale nie przypadła mi do gustu ze względu na swój wymuszony multiplayer. Taka wspólna rozgrywka z kumplami/kumpelami to nie jest zły pomysł, zwłaszcza w takiej serii, ale nie kiedy jest to jedyna opcja gry. Haterz gonna haet.
Minish Cap było moim drugim kontaktem z serią. Tym razem o wiele bardziej udanym. Udało mi się daleko dojść bez żadnych pomocy (chociaż i tak do wielu rzeczy byłem za głupi), a później pojawił się internet... i tak dalej poszło (przy okazji odnajdując ZC ) . Ta gra naprawdę mnie wciagnęła - swego czasu zagrywałem się w to i tylko w to. Najpierw na emulatorze, jeszcze pamiętam jak chodziło się do kumpla, albo on do mnie i rozkminialiśmy co i jak zrobić (ech podstawówka), później przy odrobinie szcześcia wyrwałem GBA, a jeszcze później oryginalną MC... Może i nie grałem w to dniami i nocami, ale... naprawdę dużo. Przeszedłem ją mnóstwo razy, zaczynałem jeszcze więcej, udało mi się nawet wykończyć ją na całkowite 100% (to był powah). Ale to wciąż nie jest ta "najlepsza".
Następnym powrotem do legendy było Phantom Hourglass, czyli pierwsza próba sił na dwuekranym potworze \o/.. Po samych zwiastunach wiedziałem, że "wsiąknę na dłużej" . Okazało się, że wsiąkłem na JESZCZE dłużej! Pierwszy raz NDS aż tak mnie wessało. Pierwszy raz pojawiła się gra nad szkołą. Po prostu od tej części otrzymałem wszystko to czego chciałem. Wtedy ciągle marzyłem o WW, a PH dało mi jego pewną część. Pływanie po oceanie, eksploracja nowych wysp i dungeonów, łowienie skarbów, ryb, ciągłe powroty do jednej ze świątyń, "zabawa" z czasem, ponowny multiplayer. Ciągle byłem czymś zaskakiwany, ciągle chciałem i więcej i więcej i dłużej i więcej. Wtedy właśnie tą część oceniałem jako najlepszą, i w sumie po upływie czasu wciaż ją za taką uważam. Jaka grę uznajemy za najlepszą? Czy powód "bo mnie wessało bez opamiętania" to zły powód? Czego więcej można od gry oczekiwać? Jeżeli wsysa, to oznacza, że się podoba, a jak się podoba, to oznacza, że wsysa, a jak wsysa to oznacza, że gramy, a w złe gry przecież nie gramy. Ostatnio nawet zastanawiałem się nad zakupem oryginału, bo wcześniej grałem na programatorze. I myślę, niedługim czasie ja kupię, nawet i tylko po to, żeby stała sobie na półeczce i zbierała kurz.
A co ze Spirit Tracks? Nudne i powolne jeżdzenie pociagiem, dziwna fabuła, dziwne wszystko... To co zasługiwało na pochwałę to dungeony, poziom puzzli naprawdę drastycznie podskoczył do góry i mimo wszystko, pewien powiew świeżości... Który doceniam dopiero teraz po latach. Gra jest naprawdę dobra. Nawet wstyd mi się robi, że przeszedłem tę cześć tylko po to aby już przejść i mieć ją z głowy. Nie miałem dużo z niej przyjemności. Mam nadzieję, że powrócę do niej, tym razem wykonując ją na 100%, ale niestety matura jest pierwsza w kolejce...
Z niecierpliwością czekam na wasze wypowiedzi. Nie musicie przedstawiać całej biografii tak jak ja to zrobiłem, chciałem jedynie... "zrozumienia".